Teresa Kadzban

ur. 06 lipca 1934
zm. 08 grudnia 1988
Zespół Szkół w Szamocinie

Zdjęć: 4

Moja mama, Teresa Kadzban z domu Cyganówna była wiejską nauczycielką.

Urodziła się 6 lipca 1934 roku w Szamotach.
Jej rodzicami byli Kazimierz i Stanisława (z domu Zapart) Cyganowie. Oboje pochodzili z dawnej Kongresówki i uciekli przed wielkim głodem tuż po zakończeniu pierwszej wojny światowej. Oboje byli niepiśmienni. Jej matka, Stanisława, choć niepiśmienna, zawsze wspaniale śpiewała piosenki z regionu opoczyńskiego i mówiła sporo wierszyków. Kto ją tego nauczył? „Nie wiem” – odpowiada pytana Pani Maria Zdunek, córka bohaterki.

Kazimierz, ojciec Teresy, zginął w 1943 roku przy rozładunku niemieckich wagonów. Stanisława, młoda wdowa, podczas niemieckiej okupacji , wychowywała sama dwie córki: Helenę i Teresę. Trudny to był czas, pełen niepokoju. Mieszkały wówczas w Laskowie. Jako kilkulatka miała obowiązek nauki w szkole, gdzie uczył niemiecki nauczyciel i tylko w tym języku, zatem codziennie chodziła z Laskowa do Atanazyna, bo tam mieściła się szkoła przeznaczona dla polskich dzieci. Była niepokorna.

Już wtedy postanowiła zostać nauczycielką. Plan swój realizowała po wojnie ucząc się w Liceum Pedagogicznym w Rogoźnie. Obowiązkową praktykę zawodową (nakaz pracy) odbywała w Chodzieskim Domu Dziecka w Karczewniku i w Szkole Podstawowej w Śmiłowie. Była to trudna połowa lat 50-tych. Wyszła za mąż za Eugeniusza Kadzbana .

Następnie podjęła pracę w Szkole Podstawowej w Heliodorowie i tu pracowała do 1962 r. W tej miejscowości została matką trojga dzieci (Maria, Donata, Jarosław) i pracowała z takimi nauczycielami jak: Wlekliński, Majewski, Barański, Pływaczyk, ksiądz Miedziński. Brała tam również udział w dokształcaniu dorosłych, którym wojna uniemożliwiła edukację szkolną i prowadziła popularne kółko taneczne.Bardzo przyjaźniła się z nauczycielką z Borowa, panią Wandą Kin.

Następnie przeniesiono ją do Sypniewa (gmina Margonin). Sypniewo nie miało wówczas jeszcze prądu, sklepu spożywczego, szosy, ani transportu. Żyło się tam ciężko. „Matka moja pracowała jako jedyna nauczycielka w szkole czteroklasowej. Mimo tak dużego obciążenia organizowała wszystkie uroczystości państwowe, bale dziecięce, zabawy taneczne dla rodziców itp. Organizowała życie towarzysko-kulturalne całej wsi. Doprowadziła do tego, że założono tutaj sklep spożywczy i świetlicę wiejską. Zorganizowała bibliotekę szkolną, gdzie nawet dorośli wypożyczali książki. Wieś została wreszcie zelektryfikowana. Moja matka była kobietą odważną, jako pierwsza zrobiła prawo jazdy na motocykl i nim dojeżdżała do pobliskiego Margonina. Mało kto odważył się wówczas na taką ekstrawagancję (był to początek lat 60-tych)” – wspomina córka, Pani Maria Zdunek.

Właśnie w Sypniewie, w 1965 roku, urodziła ostatnie swoje dziecko – syna Grzegorza. Jakże się cieszyła gdy jako pierwsza ze wsi kupiła pralkę wirnikową.
Należała, jak większość wówczas nauczycieli do PZPR. Mimo to często tępiła głupotę, wykazywała błędy niedouczonych działaczy tej organizacji, co niestety skutkowało sankcjami. Był to znak czasów.

Pod koniec lat sześćdziesiątych przeniosła się do Lipy–Nowego Dworu, gdzie pracował już większy sztab nauczycieli, a szkoła mieściła się w dwóch dużych budynkach dość mocno oddalonych od siebie. W nich wówczas uczyli: państwo Maria i Mieczysław Kogutowie, Regina Grobelna, Stanisław Kulczyński, Danuta Plewa, Bożena Maniewska-Rutkowska, Jerzy Wiburski, Jolanta Kozłowska-Trzeciak), Jadwiga Rejtan. Szkoła ta miała wówczas najwyższy poziom nauczania szkół wiejskich w byłym województwie poznańskim. To powód do niemałej dumy i niemałych zazdrości. Choć były to czasy socrealizmu, w szkole mówiono dużo o Powstaniu Wielkopolskim, organizowano spotkania z lokalnymi patriotami, którzy czynnie walczyli o wolną Polskę. „Moja matka zawsze należała do osób niepokornych. W domu naszym, choć nie wolno wówczas było, mówiło się o Gryfie Pomorskim i ludziach w nim działającym (np. pan Bełch, pan Gabała), którzy tu działali. Kto dzisiaj o nich pamięta?”- opowiada Pani Maria Zdunek.

Te szkoły tętniły życiem. Dzieci pod egidą takich nauczycieli zdobywały laury na konkursach gminnych i powiatowych. Szkoła miała swój teatrzyk, kółko muzyczne, sprawnie działającą organizację harcerską. Miała swoją Izbę Pamięci, a raczej małe muzeum.” Mama, mimo wielu obowiązków zawodowych i prywatnych dokształcała się ustawicznie” – wspomina córka. Istniało wówczas Studium Nauczycielskie, które skończyła. Kochała dzieci, choć była bardzo wymagająca. Zatem każde wakacje też były im przeznaczone. Organizowała półkolonie tzw „zielone dziecińce”. Współpracowała ze sołtysami wsi. Działały na zasadzie przedszkola dziecięcego w czasie prac żniwnych i polowych.

O jej działalności na rzecz dzieci pisze i wspomina w swej książce pani Gizela Szwed

Za tę wyczerpującą pracę przyznano jej kilkakrotnie honorową odznakę Towarzystwa Przyjaciół Dzieci. W domu prywatnym wciąż douczała i pomagała dzieciom, którym groziło pozostanie w tej samej klasie po raz kolejny. Dosłowna orka na ugorze. Wielokrotnie nagradzana dyplomami i odznakami. Pani Maria wspomina – „Nie pamiętam, by się nad sobą użalała, choć nieraz była bardzo chora. Pracowita, ambitna, sumienna, konkretna. Szkoła była jej życiem i pasją. Była wielkim społecznikiem. Skutecznym w działaniu.”

Za wieloletnią i ciężką pracę została uhonorowana odznaką : „Krzyż PRL”, „Krzyż Polonia Restituta”„Złoty Krzyż Zasługi ZNP”


W połowie lat 80-tych zachorowała na nowotwór piersi. Przeszła na emeryturę.
Zmarła 8 grudnia 1988 roku w Szamocinie, mając zaledwie 54 lata. Wierną jej przyjaciółką do samego końca była pani Gizela Szwed. Nigdy jej nie zawiodła i w wielu sprawach istotnych jej pomogła. Najbardziej zapamiętali ją jej byli uczniowie, którzy często dają temu świadectwo nazywając Panią Marię, jej córkę, „córką tej Kadzbanki, albo Kadzbanowej”. Tak ją zapamiętano. Dla niej prawda była rzeczą cenną. „Szkole poświęciła ponad 35 lat swego życia. Pochowano ją na tutejszym parafialnym cmentarzu” – opowiada Pani Maria.


Czego uczyła? W klasach 1-4 , dosłownie wszystkiego.(Sypniewo) Nacisk kładła przede wszystkim na kaligrafię, płynne czytanie.
Wielu jej uczniów pamięta jej starania o wymowę piękną, poprawną polszczyzną (Sypniewo). Później uczyła biologii, zoologii i języka rosyjskiego (Lipa-Nowy Dwór).


„To wspomnienie jest moim hołdem złożonym mojej matce. Jako dziecko wielu rzeczy nie rozumiałam. Teraz gdy mam wiek słuszny ocena moja jest inna. Podziwiam ją i darzę wielkim szacunkiem. Była wielką społecznicą, człowiekiem czynu. To potwierdzają wszyscy Ci, co ją znali. Kładła wielki nacisk, by każde z nas, jej dzieci, zdobyło wykształcenie. I tak się stało. Wiem, że po niej mam tę cechę, że lubię ludzi, ale chodzę tak jak ona własnymi ścieżkami, nie zawsze rozumiana przez innych. Cóż… takie indywidualności” – uśmiecha się Pani Maria Zdunek.
Zaangażowanie w pracę i życie społeczne Pani Teresy Kadzban spowodowało, iż wielu jej wychowanków uzyskało „dobry zawód”, a nawet tytuł magisterski, co było nie lada wyczynem.

Córka Pani Teresy, Pani Maria Zdunek, także zapaliła się do pracy z dziećmi i dorosłymi. To m.in.na podstawie piosenek, przyśpiewek i regionalnych obrzędów kultywowanych w domu Państwa Kadzban, powstały scenariusze do spektakli Pani Marii: Rozmowy o chlebie, Kiszenie kapusty, Noc niepojęta, czyli co się przydarzyło pewnemu rządcy w noc wigilijną, Przygotowanie do wieczerzy wigilijnej, Dłubanie szabloku, Tylko zgryzota i frasunek, Pranie.









Kalendarium:

  • 1934 ― Narodziny bohatera
  • 1955 ― Praca zawodowa
  • 1980 ― Odznaczenia za pracę
  • 1988 ― Śmierć bohatera

Źródła:

  • Krzyż PRL
  • Polonia Restituta

Zobacz też: