Jerzy Fortuniak

ur. 17 listopada 1931
zm.
Zespół Szkoły Podstawowej i Gimnazjum im. R. W. Berwińskiego w Zaniemyślu

Dzień pracy pana Jerzego Fortuniaka
Wywiad z panem Jerzym Fortuniakiem
Zdjęć: 27
Filmów: 2

POCHODZENIE

Jerzy Fortuniak urodził się w Jeziorach Małych 17 listopada 1931 roku. Jego rodzice to Józef Fortuniak i Jadwiga Walczak. Ojciec był listonoszem na poczcie w Zaniemyślu, a mama prowadziła niewielkie gospodarstwo. Państwo Fortuniakowie mieli 4 dzieci: Marię (ur. 1921, zmarła w 1 miesiącu życia), Maksymiliana (ur.1924, zachorował na cukrzycę, zm. 1946), Leszka (ur.1928, zachorował na cukrzycę, zm.1937) oraz Jerzego.

Podczas I wojny światowej pan Józef, jak wielu innych Polaków z zaboru pruskiego, służył w wojsku niemieckim. Za zasługi wojenne otrzymał od Niemców odznaczenie.

DZIECIŃSTWO

W 1937 roku rodzina przeprowadziła się do Zaniemyśla na ulicę Raczyńskiego 30. Pan Jerzy pamięta doskonale, że dzieci bawiły się przed wojną w kesla, albo bączka. Zabawa w kesla polegała na uderzaniu kijem w drewienko, aby poleciało jak najdalej. Chłopcy lubili też wszelkie zabawy z piłką np. zbijankę czy siatkówkę. Boisko znajdowało się na plaży nad Jeziorem Raczyńskiego. Latem bardzo popularną rozrywką było pływanie łódkami, bądź kajakami po jeziorze. Młodzież spotykała się chętnie na plaży, gdzie można było poleżeć na słońcu czy popływać w pobliskim jeziorze. Przy plaży znajdowały się bardzo wygodne szatnie, a z tyłu budynku kabiny. Zimą natomiast popularna była jazda na łyżwach oraz zjazdy koszczurkiem z zaśnieżonych pagórków.

W 1938 roku pan Jerzy rozpoczął naukę w szkole podstawowej. Budynek szkolny znajdował się niedaleko domu, na ulicy Raczyńskiego 26. Warto tutaj dodać, iż rok wcześniej do nowej szkoły w Zaniemyślu na ulicy Leśnej poszły dzieci niemieckie. Do klasy drugiej mały Jurek już nie zdążył pójść, gdyż 1 września rozpoczęła się II wojna światowa.

CZASY WOJENNE

Ojciec pana Jerzego, jako urzędnik pocztowy dostał z poczty nakaz ewakuacji do Warszawy. Postanowił zabrać ze sobą rodzinę. Z Zaniemyśla wyjechało w ten sposób 8 rodzin pocztowców. Jechali drabiniastymi wozami, które wynajęli od Niemki z Łękna – pani Jadwigi Jouanne. W każdym wozie znajdowały się dwie rodziny. Kierowali się na Warszawę, ale nigdy do niej nie dojechali. Okrążenie Warszawy przez Niemców oraz jej kapitulacja sprawiły, że postanowili wracać z powrotem do domu. Wrócili po miesiącu. Całą podróż wspomina pan Fortuniak jako niezwykle ciężkie doświadczenie. Spali w stodołach. Bezustannie towarzyszył im strach i obawa czy przeżyją. Podczas bombardowania przez Niemców szosy schowali się w kartoflisku. Pan Jerzy dostał w głowę odłamkiem. Na szczęście rana nie była groźna. Udało im się też zachować konie. Niemcy nie zarekwirowali zwierząt, gdyż były one wynajęte z niemieckiego gospodarstwa. W końcu państwo Fortuniakowie wrócili do swojego domu na ulicy Raczyńskiego. Niestety w 1941 roku musieli opuścić swój dom, ponieważ został on zajęty przez Niemców. Schronienia na cały okres wojny udzielił im pan Wincenty Stefaniak. Zamieszkali w jego domu na ulicy Poznańskiej 39.

Dla Polaków rozpoczął się czas okupacji. Mały Jurek nie wrócił już do szkoły, gdyż Niemcy nie zamierzali kształcić młodych Polaków. Rozpoczął jedynie obowiązkowy kurs języka niemieckiego, który trwał około 3 miesięcy. W Zaniemyślu rozpoczęły się rządy Niemców. 20 października rozstrzelano 10 obywateli Zaniemyśla na rynku w Środzie, potem zburzono Pomnik Powstańców Wielkopolskich oraz zlikwidowano żydowski cmentarz. W budynku Banku Spółdzielczego na ulicy Raczyńskiego znajdował się Rathaus, natomiast naprzeciwko siedzibę miała policja niemiecka. W 1939 roku niemiecki Santomischel stał się na powrót miastem. Pan Jerzy dobrze pamięta niemieckie rządy w Zaniemyślu. Wspomina liczne wysiedlenia oraz przyjazdy Niemców na nasze ziemie. Nieobca jest mu też historia rodziny Kasztelanów. Pan Zbigniew Kasztelan – miejscowy lekarz wysiedlony został przez Niemców ze swego mieszkania na ulicy Raczyńskiego 23. Przeniesiony został do starego mieszkania pana Wlaźlińskiego – kierownika szkoły w Zaniemyślu. Pan Wlaźliński rozstrzelany został przez Niemców w Środzie, a jego żona z dziećmi wyjechała do Generalnej Gubernii. Matka pana Jerzego chodziła pomagać w gospodarstwie do pani Kasztelanowej. Państwo doktorostwo miało 3 dzieci.

W 1939 roku skończyło się beztroskie dzieciństwo pana Jerzego, aby wspomóc rodzinę dwunastoletni Jurek musiał pójść do pracy. Zaczął pracować jako goniec w niemieckim przedsiębiorstwie, które handlowało płodami rolnymi. Otrzymał służbowy rower i zaczął kontraktować m.in. ziemniaki i zboże, odwiedzając rolników we wszystkich wioskach w okolicy. Nawiasem mówiąc coraz więcej Niemców osiedlało się w Zaniemyślu. Najwięcej mieszkało ich wtedy na Zwoli, w Lubońcu oraz Śnieciskach. Wykorzystując fakt, iż młody Jurek poruszał się po całej okolicy i czynił to z polecenia Niemców, pan Kasztelan – miejscowy komendant AK – zwrócił się z prośbą do pani Fortuniakowej, aby syn rozwoził ulotki czyli tak zwaną bibułę dla akowców. Jerzy zgodził się bez wahania. Odwiedzał m.in. rodziny Kupsiów, Kurnatowskich i Czarnych. Jak wspomina pan Jerzy do AK należała też siostra Augustyna. W 1944 roku zaczęły się aresztowania i akowców przewieziono do obozu w Żabikowie.

WYZWOLENIE ZANIEMYŚLA

17 stycznia 1945 roku w Zaniemyślu pojawił się Rosjanin przebrany za niemieckiego policjanta. Zajął się kierowaniem ruchem. Niemcy chcieli jechać na Śrem, a on kierował ich na Kępę. Tam zrobił się zator. Kierował ruchem cały dzień, a już w nocy przyjechali Rosjanie. Radość z końca wojny była ogromna. Jak wspomina pan Jerzy, rzeźnik Józef Biskup posiadał bęben. Kilku starszych mieszkańców Zaniemyśla wraz z całą grupą młodzieży i panem Biskupem walącym w bęben, biegało po Zaniemyślu wykrzykując radosną nowinę. W nocy Niemcy znaleźli się z powrotem w Zaniemyślu. Na szczęście byli tu bardzo krótko. Warto też podkreślić, że w owych dniach nie było w Zaniemyślu żadnych walk, strzelaniny czy nalotów. Wszystko przebiegało bardzo spokojnie.

Niestety odchodzący Niemcy zaminowali kilka obiektów w Zaniemyślu m.in. pocztę czy restaurację Andrzejewskich. Pan Jerzy zapamiętał też jeńców niemieckich, których Rosjanie transportowali na wschód, a których zamknięto na jedną noc w kościele na ulicy Poznańskiej.

Pan Fortuniak przypomina też sobie zabłąkanego Niemca, który w nocy 17 stycznia znalazł się na progu ich domu. Był głodny, zmarznięty i wyczerpany. Matka pana Jerzego zaproponowała mu trochę jedzenia. Ale on poprosił jedynie o podgrzanie zamarzniętego mleka, które miał ze sobą. Zapytał się też o drogę na Berlin. I zaraz odszedł.

NAUKA

W 1945 roku Jurek wrócił z powrotem do szkoły i kontynuował naukę w klasie piątej. Nie chodził więc nigdy do klas drugiej, trzeciej i czwartej. W jednym roku szkolnym 1945/1946 zaliczył klasę piątą i szóstą. Był to typowy los dzieci, których lata szkolne przypadały na czasy wojenne. Wtedy po wojnie musiały one w szybkim tempie nadrabiać szkolne zaległości. W roku następnym 1946/1947 Jerzy zrobił klasę siódmą, a potem zdał egzamin do klasy ósmej do Szkoły Podstawowej w Środzie, której dyrektorem był wówczas pan Gonerko. Rok później znowu zdał egzamin, tym razem do klasy dziewiątej gimnazjum. Skończył klasę dziewiątą, dziesiątą i jedenastą i przystąpił do egzaminu maturalnego. Maturę zdał w 1951 roku. Pan Jerzy wspomina, iż przygotowania do matury odbywały się w szkole popołudniami albo wieczorami, więc nie miał wtedy jak wracać do domu. Kolejka nie jeździła bowiem w tych godzinach. Na szczęście miał młody Jurek bardzo dobrego kolegę o nazwisku Wałczyński, który udzielał mu w owych dniach gościny w swoim domu w Środzie. Warto tu dodać, że Antoś Wałczyński był synem bardzo szanowanego w Środzie lekarza oraz dyrektora miejscowego szpitala pana Zygmunta Wałczyńskiego. I tak dla pana Jerzego rozpoczęła się przygoda z medycyną. Gdyż zachęcony opowieściami pana Wałczyńskiego o pracy z chorymi oraz po kilku wizytach w średzkim szpitalu, gdzie miał okazję przyjrzeć się operacjom, postanowił zostać lekarzem. Na tę poważną decyzję miały też wpływ wydarzenia z dzieciństwa – choroby oraz śmierć siostry i dwóch braci.

Jako młody chłopak miał pan Jerzy jeszcze inne pasje. Był harcerzem, a jako drużynowy razem z przyjaciółmi: Andrzejem Marchwickim, Jurkiem Grześkowiakiem, Kazimierzem Stengertem, Jankiem Karalusem, Stasiem Rachwalskim i Bernardem Przydrygą zakładali harcerstwo w Zaniemyślu. Pan Jerzy bardzo dobrze pamięta pierwszy harcerski obóz w Topoli, gdzie pojechali na żniwa, drugi obóz w Łęknie oraz trzeci w Pobierowie w 1948 roku. Pan Stanisław Rex był tam wtedy komendantem. Po maturze Jurek niestety nie mógł już dłużej angażować się w harcerstwo.

Jako młody chłopak był pan Jerzy również ministrantem, a nawet prezesem ministrantów. Dobrze pamięta ówczesnych proboszczów zaniemyskich – księdza Ewarysta Nawrowskiego i księdza Jana Wroniewicza oraz wikariuszy księdza Hieronima Lewandowskiego, księdza Wojciecha Kawickiego i księdza Okoniewskiego. .

FELCZER I STUDENT

Jerzy i Antoni przystąpili do egzaminów na Akademię Medyczną. Niestety żaden z nich się nie dostał. Jerzy znalazł się jedynie na liście dodatkowej. W międzyczasie przyszło skierowanie do wojska. Rozwiązaniem problemu okazała się decyzja o pójściu do szkoły felczerskiej. Była to Państwowa 2- letnia Szkoła Felczerska. W 1953 roku pan Jerzy ukończył tę szkołę, a następnie otrzymał nakaz pracy w szpitalu w Złotowie.

Trzeba tu dodać, że był to bardzo trudny czas dla wkraczającego w życie Jurka. Ciężko chorował jego ojciec (zmarł w 1960), a matka żyjąc bez emerytury ledwo wiązała koniec z końcem. Młody felczer wyjechał więc do Złotowa. Zastał tam bardzo trudne warunki. W szpitalu było zatrudnionych zaledwie dwóch lekarzy. Ponieważ nie było służbowego mieszkania, pozwolono mu spać na dyżurce. W końcu otrzymał przydział do poniemieckiej willi, ale w budynku nie było ani prądu, ani też … żadnego okna. A był to początek zimy. Pan Jerzy wrócił do Zaniemyśla.

Po powrocie postanowił napisać do ministerstwa o zwolnienie go z nakazu pracy. Ale zanim dostał odpowiedź, do domu przyszli milicjanci i za odmowę pracy grozili mu poważną karą. Pan Fortuniak wrócił więc do Złotowa, ale posada była już niestety zajęta. Wkrótce dostał więc nakaz pracy do Słupska. Po miesiącu pracy w Słupsku pojechał do Warszawy na ulicę Miodową do Ministerstwa Zdrowia. I przypadkowo spotkał w Warszawie księdza Lewandowskiego, którego znał jeszcze z czasów dzieciństwa w Zaniemyślu. Ksiądz jako wikariusz mieszkał w ich domu, ponieważ na plebanii brakowało miejsca. W Warszawie ksiądz Lewandowski udał się razem z Jerzym do kadr w ministerstwie. Opowiedział wówczas o trudnym położeniu młodego człowieka – chorobie ojca, trudnej sytuacji materialnej. Ostatecznie pan Jerzy otrzymał skierowanie do Wydziału Zdrowia w Środzie Wielkopolskiej, a wydział oddelegował młodego felczera do pracy w Ośrodku Zdrowia w Nekli. Później przeniesiono go do Ośrodka Zdrowia w Środzie. Przychodnia znajdowała się wówczas na ulicy Górki w dawnej willi doktora Sikory, dokąd przeniesiono ją z tak zwanego przytuliska. Z lekarzy pracowali tam wtedy doktor Feliks Mytkowski oraz doktor Jan Raszeja. Pod rejon przychodni podlegała Środa i okolice. Praca była bardzo intensywna. Odbywała się na 3 zmiany: od 8 do 13, od 13 do 18 oraz wizyty domowe (nie było wówczas pogotowia). Popołudniami odwiedzał pan Fortuniak miejscowe zakłady takie, jak: Stomil, cukrownię i PeBeRol oraz średzkie szkoły, aby badać pracowników i młodzież szkolną. Od 8 listopada 1955 roku do 31 stycznia 1956 roku odbył też obowiązkowe ćwiczenia wojskowe w jednostce wojskowej w Przemyślu.

Ponieważ sytuacja zawodowa unormowała się, powróciła myśl o studiach. Co roku inna Akademia Medyczna organizowała dla felczerów miesięczny kurs przygotowujący do studiów oraz egzamin na medycynę. Pan Fortuniak wziął urlop i pojechał do Krakowa. W 1957 roku dostał się na pierwszy rok medycyny. Ponieważ nie przyznano mu akademika, zamieszkał razem z kolegą z Koźmina. Ojciec Irka płacił za pobyt syna w Krakowie. Ufundował też zakwaterowanie dla kolegi syna. Mieszkali w hotelu „Pod Różą” na ulicy Floriańskiej 13. Niestety Irek nie zdał egzaminu z chemii i zakończył studiowanie. Pan Jerzy natomiast, mimo że zdał wszystkie egzaminy, musiał z powodów finansowych zakończyć studiowanie w Krakowie. Wrócił do domu. Starał się o przyjęcie na medycynę w Poznaniu, na drugi rok. Udało się i drugi rok medycyny ukończył w Poznaniu. Na trzeci rok studiów znowu zabrakło pieniędzy. Jeszcze studiując zatrudnił się na kolei przy rozładowywaniu paczek z wagonów. Niestety nie udało się połączyć pracy ze studiowaniem. I nie udało się zaliczyć jednych ćwiczeń, a tym samym trzeciego roku. Pomocy potrzebowała też mama. Trzeba było wrócić do pracy.

ŻYCIE RODZINNE I ZAWODOWE

W 1963 roku pan Jerzy Fortuniak ożenił się z Bronisławą Piechowiak, którą poznał dzięki koledze podczas letniej imprezy w Zaniemyślu (tak zwane ‘wianki’). Ślub odbył się w Poznaniu, gdyż stamtąd pochodził panna młoda. Chcieli zamieszkać w Poznaniu, ale nie było mieszkania. W Zaniemyślu z kolei czekał na nich cały dom. Zamieszkali więc w rodzinnej miejscowości pana Jerzego. Do pracy dojeżdżali jednak do Poznania. Pani Blanka do PKO, a pan Fortuniak do szpitala na ulicy Szkolnej. Pan Jerzy trafił na salę operacyjną do profesora Molla – słynnego kardiochirurga. Jego zadaniem było przygotowywanie pacjentów do operacji (zaintubowanie, założenie wenflonów, podłączenie kroplówek i wykonanie zastrzyków). Praca zaczynała się o godzinie ósmej, ale jak wspomina pan Fortuniak dostanie się do Poznania na tę godzinę graniczyło z cudem. Najpierw jechało się autobusem wyjeżdżającym z Zaniemyśla o godzinie siódmej, a potem z poznańskiego dworca trzeba było przebiec na ulicę Szkolną. Wymagało to niebywałego wysiłku. Aczkolwiek praca była ciekawa. Były to początki sztucznego serca w Poznaniu. Popołudniami na tej samej sali operacyjnej odbywały się doświadczenia na psach. Pensja była tutaj wysoka, a pracujący dostawali też dodatek ze względu na pracę na oddziale zakaźnym. Pan Jerzy zakładał opatrunki chorym na gruźlicę. Mimo tych wszystkich korzyści pan Fortuniak nie zastanawiał się długo, gdy Kierownik Wydziału Zdrowia zaproponował mu pracę w Środzie. Propozycja została przyjęta.

I tak powrócił pan Jerzy do pracy w średzkim Ośrodku Zdrowia. Wkrótce przyjął jednak posadę lekarza w Szlachcinie. Rano przyjmował pacjentów, a popołudniami odbywały się wizyty domowe u chorych w Starkówcu Piątkowskim ,Winnej Górze, Rumiejkach, Nietrzanowie oraz Połażejewie. Często też zastępował kolegów lekarzy w innych ośrodkach zdrowia, np. w Dominowie czy Kostrzynie. W latach sześćdziesiątych państwo Fortuniakowie kupili swój pierwszy samochód. Ułatwiło to ogromnie pracę, ponieważ wcześniej dojeżdżał pan Fortuniak do pracy autostopem z Zaniemyśla do Środy, a potem ze Środy do Szlachcina karetką.

Nieobca była też panu Fortuniakowi praca w pogotowiu. Była to bardzo ciężka praca. A dyrektor Zespołu Opieki Zdrowotnej w Środzie, gdzie był zatrudniony, często wyznaczał lekarzom obowiązkowe dyżury w pogotowiu ( dwa w miesiącu).

Życie prywatne układało się wzorowo. Rodziły się dzieci. W 1964 roku córka Renata, w 1968 roku córka Izabela, a w 1972 roku syn Grzegorz. A ponieważ stary dom okazał się z czasem zbyt mały, przeprowadzali się państwo Fortuniakowie jeszcze dwukrotnie do większych domów.

PRACA W ZANIEMYŚLU

Gdy pan Fortuniak pracował jeszcze w Szlachcinie, wybudowano tam nowy ośrodek zdrowia, w którym miał zamieszkać. Ale było to sprzeczne z jego planami życiowymi. Na szczęście w tym samym czasie odszedł z Ośrodka Zdrowia w Zaniemyślu doktor Maksymilian Rajewski i zrobiło się wolne miejsce. Pan Fortuniak zajął jego miejsce. Drugim lekarzem w Zaniemyślu był doktor Kazimierz Szyja. I tak w Ośrodku Zdrowia w Zaniemyślu przepracował nasz bohater ponad 20 lat. Warto tu dodać, że pracował jeszcze w starym budynku, gdzie obecnie znajduje się Bank Spółdzielczy. W wieku 67 lat przeszedł pan Fortuniak na emeryturę.

Był jednak nadal aktywny społecznie, działając w Komitecie Oficerów Rezerwy razem z panem Henrykiem Piaseckim oraz doktorem Kazimierzem Szyją. Pełnił też funkcję przewodniczącego Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej w Zaniemyślu. A przez osiem lat (dwie kadencje 1980- 1984, 1984- 1988) był radnym Gminnej Rady Narodowej.

Na emeryturze nie porzucił pan Jerzy pracy lekarza. Pracował w pogotowiu oraz prowadził swój prywatny gabinet dla pacjentów. I tak pracował do 80 roku życia. Obecnie odpoczywa na zasłużonej emeryturze i cieszy się piątką swoich wnuczek: Karoliną, Sylwią, Martyną, Aleksandrą i Blanką.

ODZNACZENIA

Odznaka Honorowa „ Za zasługi w rozwoju województwa poznańskiego” (1979)

Złoty Krzyż Zasługi (1986)

Odznaka „ Za wzorową pracę w służbie zdrowia” (1986)

Złota odznaka „Zasłużony Działacz Ligi Obrony Kraju” (1987)

Srebrna Odznaka Honorowa wydana przez Polski Komitet Pomocy Społecznej (1987)

Brązowy medal „Za zasługi dla Ligi Obrony Kraju” (1988)

Srebrny medal „Za zasługi dla Ligi Obrony Kraju” (1992)

WZÓR DO NAŚLADOWANIA

Pan Jerzy jest przykładem człowieka, który mimo zawieruchy wojennej, trudnych warunków materialnych i przeciwności losu potrafił spełnić swoje marzenie o zostaniu lekarzem. Możemy brać wzór z jego ogromnej pracowitości, odpowiedzialności i troski o najbliższych. Pan Fortuniak jest także doskonałym gawędziarzem. Podczas naszej z nim rozmowy, mogliśmy wysłuchać pięknych opowieści o naszym Zaniemyślu. Każde opowiedziane wydarzenie z życia pana Jerzego wywoływało falę wspomnień o dawnych mieszkańcach Zaniemyśla, zapomnianych wydarzeniach czy ciekawych miejscach. W życiu naszego bohatera odzwierciedla się też historia naszego kraju. Pan Jerzy jest dzisiaj jednym z najstarszych rodowitych zaniemyślan.





Kalendarium:

  • 1931 ― Narodziny bohatera
  • 1951 ― Egzamin maturalny
  • 1951 ― Studia w Państwowej 2...
  • 1963 ― Ślub z Bronisławą Pie...

Zobacz też:

  • > II wojna światowa...
  • > Poznań
  • > Zaniemyśl