Pochodzenie
Pan Władysław Neugebauer urodził się 20 marca 1923 roku w podszamotulskiej wsi Wielonek, najmłodsze dziecko Państwa Józefa i Stanisławy Neugebauer.
Rodzice i rodzeństwo
Rodzice:
Ojciec – Józef, ur.08.02.1882r., w wieku 15 lat wyjechał na roboty do Westfalii, wrócił, był rolnikiem oraz działaczem, rozjemcą (sędzia ludowy), przewodniczącym Katolickiego Stowarzyszenia Mężczyzn, 17 lat wójtem. Zmarł 07.01.1951 r.
Mama – Stanisława z domu Kawa, ur. 07.1887r. zajmowała się domem, ośmiorgiem dzieci i gospodarstwem. Zmarła 08.01.1951 r.
Rodzeństwo:
Maria – ur. 1908 r., ukończyła Gimnazjum w Szamotułach, została zakonnicą (zakonne Teresa), ukończyła wyższe studia, prowadziła Generalny Dom we Lwowie, pochowana na Cmentarzu Łyczakowskim.
Stanisław – ur.23.10.1909 r. był plenipotentem w miejscowości Szczury koło Ostrowa Wielkopolskiego, w 1939 r. powołany do wojska, w bitwie pod Monte Cassino został ranny, po wojnie wyjechał do Ameryki do znajomego zakonnika Rosińskiego. Mieszkał w Kalifornii i tam pochowany.
Feliks – ur. 23.10.1909 r. (bliźniak Stanisława) – z zawodu stolarz, zakonne Łukasz – Zakon Braci Mniejszych Konwentualnych (franciszkanie konwentualni, franciszkanie czarni), aresztowany 6.02.1940 r. za współpracę z miejscową organizacją konspiracyjną „Orzeł Biały”, skazany przez niemiecki sąd doraźny na karę śmierci. Wywieziony na miejsce straceń i zamordowany 14.02.1940 r. na Borze, w Skarżysku Kamiennej razem z innymi zakonnikami. (Pamiątkowy pomnik).
Anna – ur. 07.07.1912 r. – zakonnica (zakonne Martyna) – wyświęcona w Kołomei, w czasie wojny we Lwowie, po wojnie w Konstancinie i Kopernikach (koło Nysy). Zmarła 31.08.1977 r.
Józef – ur.1916 r. – podczas wojny na robotach w Niemczech, po wojnie objął gospodarstwo po rodzicach we wsi Wielonek.
Kazimierz – ur.31.01.1918 r. – kanonik, zmarł 08.02.2011 r., pochowany w Ostrorogu przez arcybiskupa Gondeckiego.
Joanna – ur. 04.01.1921 – mieszka w Poznaniu
Władysław – ur.20.03.1923 r. – najmłodszy z rodzeństwa
Rodzina Pana Władysława Neugebauera
29.10.1952 r. Pan Władysław ożenił się z Marią Barbarą Perz w Ostrorogu.
Żona – Maria Barbara z d. Perz, ur. 08.02.1928 r. w Poznaniu, z wykształcenia technik rolnik, do 1990 r. pracowała jako zootechnik w Stacji Hodowli Roślin w Lotyniu. Obecnie na emeryturze. 29.10.2012 obchodzili 60-lecie szczęśliwego związku małżeńskiego.
Dzieci:
Anna – ur. 21.08.1953 r. – była dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 8 w Kołobrzegu, obecnie na emeryturze, mieszka w Kołobrzegu.
Błażej – ur. 19.01.1955 – zm. 21.02.1985
Marek – ur. 26.03.1956 – zm. 22.07.2011
Stanisława – ur. 27.04.1957 r. – nauczycielka, pracuje w Zespole Szkół w Lotyniu.
Wnuki: 4 wnuczki (Beata, Karolina, Karina, Anna), 2 wnuków (Piotr i Paweł (zm. 2000r.)); 2 prawnuczki (Aleksandra, Joanna) i 3 prawnuków (Dawid, Piotr, Krzysztof).
Domem i dziećmi zajmowała się żona pana Władysława – Barbara. Córkom w pamięci pozostało wiele wspomnień z dzieciństwa:
– przed świętami Bożego Narodzenia w domu dzieci przy stole robiły łańcuchy na choinkę z bibuły i słomy, a ojciec czytał na głos „Powrót taty” Adama Mickiewicza;
– w Wielki Piątek pan Władysław budził dzieci rózgami, mówiąc „…za Boże rany wstawać barany”;
– co niedziela cała rodzina wyjeżdżała do „swojego lasu”- rodzice rozkładali koce, jedzenie, a dzieci bawiły się; jesienią wyjeżdżano na grzybobranie – konie często uciekały do Lotynia, więc czekano, aż ktoś przyprowadzi je z powrotem;
– w domu każde dziecko miało przydzieloną funkcję kierownika od konkretnej pracy, którą musiało wykonać;
– każde z dzieci po ukończeniu 5 klasy szło na miesiąc do pracy do PGR-u (najczęściej do selekcji); drugi miesiąc w nagrodę wyjeżdżali do babci na żniwa;
– rozpieszczał wnuki – musiały szukać cukierków, które chował; zakładał im na szyję dzwonki, a dzieciaki biegając po domu głośno dzwoniły.
Powiedzonka pana Władysława „- przed wojną” oraz „-skarpety bezuciskowe”.
Edukacja i młodość
Naukę rozpoczął w wieku 7 lat – 01.09.1930 roku w małej 4-klasowej wiejskiej szkole podstawowej we wsi Wielonek. Po ukończeniu 4 klasy – 01.09.1934 r. rozpoczął naukę od razu w klasie 6 w szkole podstawowej w Ostrorogu, gdzie uczył się również w klasie 7.
Na dalszą edukację w gimnazjum – od 01.09.1936 r. musiał dojeżdżać do oddalonych o 12 km Szamotuł. Wstawał około 5 rano, szedł pieszo 3 km do Ostroroga na pociąg (nazywany „Jaśkiem”) na 6.20, a ze stacji w Szamotułach około 2 km pieszo do szkoły. Ukończył gimnazjum, lecz dalszą naukę przerwała wojna.
Przez całą okupację pracował w rodzinnej wsi w gospodarstwie i w lesie. Pod koniec wojny został ranny podczas ewakuacji Niemców z tego terenu przed zbliżającym się frontem. W czasie nalotu został trafiony kilkoma odłamkami, przewieziono go do rosyjskiego szpitala polowego. Następnie przeniesiony do Poznania do Akademii Medycznej, gdzie spędził około 2 miesięcy.
Po wyjściu ze szpitala, w 1945 roku trafił do nowo utworzonego oddziału Wojsk Ochrony Pogranicza w Nowym Porcie w Gdańsku.
Nie chciał być żołnierzem – chciał się uczyć, rozpoczął starania o zwolnienie. W sierpniu 1946 roku zaczął uczęszczać do „Marcinka” –I Liceum Ogólnokształcącego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu. Był jednym z najlepszych uczniów, a jednym z nauczycieli był pan Stefański, który wcześniej uczył pana Władysława w szkole podstawowej w Ostrorogu.
Naukę w liceum zakończył zdobyciem świadectwa maturalnego w 1948 roku i od razu wstąpił na Uniwersytet Poznański na wydział rolniczo – leśny, bo jako syn rolnika miał przejąć w przyszłości gospodarstwo.
Lata studenckie to czas ubóstwa, ale bieda nie była przeszkodą w nauce, o czym świadczą oceny w indeksie. O ile w szkole podstawowej był średnim uczniem, to na studiach należał do najlepszych.
Pan Władysław Neugebauer skończył studia w 1952 roku z wynikiem bardzo dobrym, a pracę dyplomową napisał na temat wad i zalet jedno – i dwufazowego zbioru rzepaku.
Praca – działalność zawodowa
Człopa
Kiedy w 1952 roku jako młodziutki absolwent wydziału rolnego Uniwersytetu Poznańskiego jechał z nakazem pracy na ziemie zachodnie, nie przypuszczał, iż ówczesny powiat Szczecinek stanie się na długie lata miejscem jego pobytu.
Już w czasie studiów w 1949 roku odbywał praktyki w Barwicach (niedaleko Szczecinka). Chciał wrócić po studiach na Ziemie Odzyskane, gdzie napływało wielu ludzi i gdzie było, jak mówił więcej „twórczej pracy”.
Pracę rozpoczął w kwietniu 1952 roku w zespole PGR-ów w Człopie jako starszy agronom, ale pracował na tym stanowisku tylko… trzy dni. Dyrektor zachorował, a że nie miał zastępcy, więc pan Neugebauer w tym czasie pełnił obowiązki i dyrektora, i starszego agronoma.
„Byliśmy młodzi – wspominał pan Władysław – chcieliśmy pracować, budować Polskę, byliśmy patriotami. Warunki były ciężkie. Wiele budynków było spalonych, a gabinet dyrektora, nie przypominał dzisiejszych. Mój pierwszy wyglądał tak: pokój 3 metry na 3, a w nim biurko i żelazne łóżko zamiast krzeseł, nic więcej. Pracowało się w takich warunkach i nikt nie narzekał. Nie było łatwo, a na dodatek biednie. Brakowało pracowników; pracowało się po jedenaście godzin dziennie z przerwą na obiad. Brakowało maszyn – traktorów było mało, a o kombajnach nawet się nie mówiło i pracowało głównie końmi. Kiedy musieliśmy jechać do Szczecinka na naradę (około 100 km), wyjeżdżaliśmy traktorem o drugiej w nocy. Cała dyrekcja, czyli sześć osób, jechała na wyłożonej słomą przyczepie. Był mróz, więc każdy owinął się kocem albo kożuchem i w drogę. I nikt nie narzekał. To było normalne. Nie było samochodu, więc jechało się innym środkiem lokomocji.”
W Człopie pracował do czerwca 1952 roku.
Grzmiąca
W czerwcu 1952 roku pan Władysław został przeniesiony do Grzmiącej jako dyrektor zespołu PGR-ów. Praca w Grzmiącej wyglądała już inaczej. Ośrodek był większy, bogatszy – tworzyło go 12 gospodarstw, 5 tysięcy hektarów, do dyspozycji były dwa samochody ciężarowe i traktory – amerykańskie, niemieckie i polskie. Gospodarstwa też były różne – w niektórych brakowało światła i wody. Warunki pracy trudne – pracowano po jedenaście – piętnaście godzin, prawie wszystkie prace wykonywano ręcznie. Nie było kombajnów – pierwszy dostaliśmy (jak wspomina) w 1954 roku.
„Pracownicy też byli różni: dużo było Niemców, repatriantów ze Wschodu, a Polaków najmniej. Tam, gdzie byli Niemcy, gospodarstwa były bardziej zadbane, lepsze. Niemcy lepiej pracowali i byli stałymi pracownikami; reszta była to ludność napływowa, która szukała swojego miejsca i często się przemieszczała.
Ludzie chętnie pracowali, nie narzekali. Wypłaty nie były duże. Jako dyrektor zarabiał niewiele więcej niż pracownicy. Tylko część poborów wypłacano w gotówce. Resztę stanowił deputat za pracę w zbożu i w ziemniakach. Pracownicy, w większości, nie byli przygotowani do pracy. Na tych terenach nie było szkół, a ludzie nie mieli wykształcenia. Warunki lokalowe też były złe – w mieszkaniach brakowało wody i toalet, paliło się drzewem, bo o węglu można było tylko pomarzyć. Zimą, kiedy temperatura spadała poniżej -20oC, wyjeżdżali na pole, aby młócić sterty, ponieważ była to najlepsza pora na młóckę. Nikt nie dowoził posiłków – każdy z pracowników sam musiał zadbać o swoje śniadanie.”
W tym okresie w Grzmiącej 29 października 1952 roku ożenił się ze swoją miłością z lat studenckich – Marią Barbarą z d. Perz. Ślub odbył się w Ostrorogu, a młode małżeństwo zamieszkało w miejscowości Sucha (2 km od Grzmiącej). Tutaj też państwo Neugebauer doczekali się narodzin czwórki dzieci.
To w uznaniu dla osiągnięć mgr inż. Władysława Neugebauera władze odznaczyły go po raz pierwszy w 1955 roku Srebrnym Krzyżem Zasługi.
Praca w Grzmiącej dawała dyrektorowi duże zadowolenie, lecz w roku 1959 – gdy do władzy doszedł Władysław Gomułka – rozwiązano zespoły PGR-ów. Wówczas rozwiązano też zespół PGR-ów w Grzmiącej. Tak zamknął się kolejny etap w życiu pana Władysława Neugebauera.
Lotyń
W lutym 1959 roku Władysław Neugebauer przeniesiony do Lotynia objął kierownictwo gospodarstwa Lotyń. Osiedlił się tutaj razem z rodziną i mieszka tu do dnia dzisiejszego.
Gospodarstwo po objęciu kierownictwa przez pana Neugebauera było deficytowe – zakład miał około 670 tysięcy złotych strat, ale już w następnym roku osiągnęło zysk.
W 1964 roku szczycono się wysoką produkcją i ponad 2-milionowym dochodem. To, że zakład przynosił zyski i był na wysokim poziomie, to zasługa nie tylko dyrektora, ale wszystkich pracowników – zawsze to podkreślał.
Jednak nie tylko produkcja była stałą troską dyrektora Neugebauera. Zrozumiał on już dawno prostą prawdę, że aby wymagać od pracowników ofiarności w pracy, trzeba stworzyć im odpowiednie warunki. Udało się to, czego dowodem jest fakt, że przez pierwsze 7 lat tylko 1 pracownik z 75-osobowej załogi odszedł z Lotynia.
W Lotyniu pracowało się dużo lepiej, było więcej maszyn – kombajny, samochody. Kiedy przyjechał w 1959 roku do Lotynia, we wsi było 68 mieszkań, a kiedy odchodził na emeryturę – 218. Dzięki jego zaangażowaniu mieszkania były budowane nie tylko w Lotyniu, ale także w innych gospodarstwach należących od 1.07.1969 roku do SHR Lotyń m.in. w Węgorzewie; w sumie było to 318 mieszkań. Początkowo mieszkania były bez wody, bez kanalizacji i bez centralnego ogrzewania, ale już w latach 90-tych wszystkie miały wszelkie wygody.
Wraz z przyjściem nowego dyrektora rozwinęła się nie tylko hodowla i produkcja roślin, ale zadbano też o inne, ważne sprawy: budowano drogi, betonowano podwórza i wykonywano zadaszenia, aby zabezpieczyć maszyny.
Mówiono, że plany dla PGR-ów i SHR-ów były narzucane z góry, ale pan Neugebauer ich nie realizował. On planował sobie, a z władzami nadrzędnymi zawsze „wojował” o to, aby realizować plany takie, które przynosiły korzyści pracownikom i przedsiębiorstwu. Twierdził, że „Trzeba było tak przekonywać władzę, aby udowodnić, że miało się rację. Kiedy człowiek robił coś z zamiłowania i wierzył w to co robił, potrafił wiele dokonać. Był zadowolony, bo gospodarstwo się rozwijało, a pracownicy podnosili swoje kwalifikacje.”
Dyrektor wychodził z założenia, że każdy pracownik pegeeru powinien być zaznajomiony z nowoczesną techniką; był też zwolennikiem organizowania wycieczek za granicę. Brali w nich udział niemal wszyscy członkowie załogi Lotynia. Odwiedzili NRD, Węgry, Rumunię, Bułgarię. Dwa, trzy razy do roku organizował załodze wycieczki po Polsce, połączone ze zwiedzaniem ośrodków kultury rolniczej.
W roku 1969 zarobki załogi były stosunkowo wysokie, ludziom żyło się lepiej, kształcili dzieci, urządzali mieszkania, kupowali samochody.
Gospodarstwo bardzo szybko się rozwijało – budowano oborę, cielętnik i kilka innych obiektów.
1 lipca 1969 roku gospodarstwo zostało przekształcone; połączono ówczesne PGR-y w Węgorzewie, Skokach, Łomczewie, Bąkach, Lubnicy i Lotyniu – w jeden zespół – Stację Hodowli Roślin w Lotyniu. Pan Władysław Neugebauer został jej dyrektorem – z 6 milionami złotych strat, lecz już w 1974 roku szczycił się 14 milionami zysku.
Stacja Hodowli Roślin w Lotyniu – to był prawdziwy kombinat rolniczy. Hodowano tu ziemniaki – sadzeniaki, wszystkie zboża, rzepak oraz rośliny motylkowe. Oprócz upraw roślin prowadzono specjalistyczną hodowlę zwierząt rzeźnych, przemysł rolny, były m.in. dwie gorzelnie, płatkarnia (produkowano susz ziemniaczany na paszę), warsztaty remontowe sprzętu rolniczego, zakłady usługowe (masarnia, grupa remontowo-budowlana, punkt krawiecki). Zakład rozwijał się szybko, a pracy było tyle, że planowano nawet utworzenie szkoły rolniczej.
Według pana Neugebauera, o tak dynamicznym postępie przesądzała lepsza organizacja pracy, mechanizacja, wzrost hodowli i – co bardzo ważne- wydajna praca czterystuosobowej załogi. Dyrektor zawsze uśmiechnięty, życzliwy, prosty w obyciu – podkreślał, że wszystko co zrobiono to zasługa ludzi.
Wysokie wyniki sprawiały, że Lotyń stał się miejscem odwiedzin wielu ważnych gości. Pierwszym był wicepremier i minister rolnictwa – Mieczysław Jagielski, który po wizycie w SHR-ze był pod wielkim wrażeniem. Po obejrzeniu gospodarstwa minister podsumował pracę dyrektora słowami „No, Neugebauer! Gratuluję. Żeby Pan Bóg dał aby tacy dyrektorzy się na kamieniu rodzili.”
W sierpniu 1971 roku wizytę w gospodarstwie złożył Edward Gierek – ówczesny I sekretarz KC PZPR. Na temat tej „roboczej wizyty” wiele się w Lotyniu i okolicy mówiło i krążyły różne plotki. Jednak dyrektor je dementował „Mówiono, że zwoziło się inwentarz z jednego gospodarstwa do drugiego. Jak można było tak kłamać! Wszystkie stanowiska dla krów czy świń były zajęte i nie byłoby gdzie tego inwentarza umieścić. Poza tym, o tym, że Gierek przyjeżdża, dowiedziałem się dwie godziny przed jego przybyciem. Przyjechał w czasie żniw. Pojechaliśmy na pole, do kombajnistów, którzy kosili, potem do Łomczewa, przez Okonek, gdzie czekaliśmy „w ogonku”, bo pracownicy drogowi malowali pasy. Edward Gierek nie miał żadnej obstawy poza jednym ochroniarzem.”
Później odwiedził Lotyń premier Piotr Jaroszewicz, przyjeżdżali też ministrowie i inni wysoko postawieni goście.
Dyrektor Neugebauer miał się czym chwalić, bo także inne podlegające mu gospodarstwa osiągały dobre wyniki. Był zadowolony ze swojej pracy, z tego co robił. Uważał, że dyrektor kierujący zakładem musi być do dyspozycji całą dobę. W wywiadzie stwierdził: „Mieliśmy efekty, ale aby je utrzymać musieliśmy dużo pracować. Pracowało się dużo; od czwartej rano do zachodu słońca. Trzeba było dopilnować, dopatrzeć, objechać pola, sprawdzić co zrobiono, a czego nie. Mówiono, że „pańskie oko konia tuczy” i to była prawda. Pracowitością można było dużo osiągnąć. A że dom rodzinny dużo ucierpiał? Niestety. Mało było się w domu, ale skoro podjęło się pracę, trzeba było dopilnować wszystkiego, bo inaczej efektów by nie było.” Mówiono o nim „nasz dyrektor”.
W 1989 roku odszedł na emeryturę ze względu na stan zdrowia. Serce nie wytrzymywało codziennych obowiązków.
„Kiedy odchodził na emeryturę, Stacja Hodowli Roślin w Lotyniu była w dobrej kondycji i przynosiła zyski. Problemy zaczęły się dwa lata później, kiedy ministrem finansów był Leszek Balcerowicz. Wzięte wcześniej kredyty zostały bardzo wysoko oprocentowane i spłata ich stała się nierealna, a na dodatek ówczesne władze twierdziły, że PGR jest to twór komunizmu i należy je likwidować.
Gdy zaczęły się przemiany ustrojowe i gospodarcze, pierwsze upadały zakłady najlepsze. Gdyby został może udałoby się utrzymać SHR? Z pewnością by próbował przetrwać trudny okres, ograniczając kredyty, nie biorąc nowych i dogadując się z pracownikami w sprawie wstrzymania podwyżek w okresie przejściowym.”
Jakieś 12 lat temu pojechał zobaczyć gospodarstwa, które mu podlegały. Zobaczył „nędzę i ruinę”. Już nie jeździ i nie patrzy, bo chce spokojnie żyć, a i zdrowie już nie pozwala.
Kiedy odchodził na emeryturę niektórych inwestycji nie zdołał dokończyć. Do dziś w Lotyniu znajdują się fundamenty następnych bloków, jakie miały powstać, a przed kilku laty w Skokach zburzono stojące od lat bloki, w których mieszkać mogło 40 rodzin… Trudno się z tym pogodzić!
„Nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy bezmyślnie niszczą to, na co inni ciężko pracowali. I nic, zupełnie nic tego nie usprawiedliwia”
Park w Lotyniu
„Ile ma grzechów, któż to wie…”
W 1956 roku Pan Władysław wstąpił do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej z powodu zajmowanego kierowniczego stanowiska. Nie myślał o narzuconej ideologii, on zainteresowany był tylko korzyściami dla zakładu – np. przydziałem maszyn. Nie brał udziału w szkoleniach partyjnych – miał swoje wzorce, a przy tym był bardzo dobrym kierownikiem, gdyż zakład przynosił zyski. Nigdy nie miał problemów z powodu swojego pochodzenia – 2 siostry były zakonnicami, 2 braci księżmi, najstarszy brat walczył w czasie wojny pod Monte Cassino, a po wojnie wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Z rodzeństwem cały czas utrzymywał kontakty, odwiedzali go w Grzmiącej, Lotyniu. Zwierzchnicy partyjni wiedzieli o wszystkim, jednak Pan Władysław nie był z tego powodu prześladowany. Liczono się z nim, chwalono, gdyż Lotyń był wzorem dla innych PGR-ów. Niepokorny charakter, wychowanie w głębokiej wierze i tradycje rodzinne, były wzorem w życiu i postępowaniu Pana Neugebauera. Dom stał otworem dla wszystkich, którzy potrzebowali pomocy, wsparcia. Gośćmi byli księża oraz biskupi, a znając Pana Władysława wiedziano, że był on bardzo wpływową osobą w załatwianiu wielu spraw. Jako dobry i wykształcony gospodarz, z którym liczono się, pomagał każdemu, kto pomocy potrzebował. Przez 10 lat pełnił funkcję doradcy w Kurii Biskupiej w Koszalinie.
W podziękowaniu za współpracę z kościołem w 1989 roku proboszcz parafii w Lotyniu – ks. Ryszard Zabojszcza nagrał w prezencie film”Nasz dyrektor”
Pasja, czyli miłośnik historii oraz kolekcjoner
Pan Władysław Neugebauer jest historykiem amatorem. Historią interesuje się od zawsze. Pasją pana Władysława jest kolekcjonowanie wszystkiego co wiąże się z historią: biała broń, dzwonki, zdjęcia, książki, żelazka, maszyny do pisania, meble, zegarki, porcelana. Meble, które znajdują się w pokoju – muzeum odrestaurował sam przy użyciu politury, której głównym składnikiem był szelak.
Zbieranie starych rzeczy zaczął w 1952 roku w Grzmiącej, gdy ziemie odzyskane opuszczali Niemcy i wszystko sprzedawali. Wiele przedmiotów zostało wyciągniętych ze śmietników, bądź kupionych od mieszkańców ratując je przed zniszczeniem czy spaleniem.
Wiele eksponatów ma „swoją duszę” – przypominają one właścicielowi dzieciństwo i osoby, które z nich korzystały: tabakiera pradziadka, modlitewnik, którego używała babcia, kubek dla osób z wąsami – używał go ojciec. Szczególnie cennym przedmiotem, na który patrzy z sentymentem jest misterna bransoletka z końskiego włosia zrobiona własnoręcznie w trzeciej klasie szkoły podstawowej.
Duży zbiór stanowią albumy z fotografiami. Są tu stare, rodzinne zdjęcia, niektóre zrobione przez pana Władysława aparatem fotograficznym sprzed 100 lat znajdującym się w kolekcji. Są też inne pamiątkowe fotografie – między innymi: zdjęcie przedstawiające panie z Towarzystwa Młodych Polek (ok. 1910 r.), siostry zdającej maturę w 1928 roku.
Na jednym z zabytkowych stolików znajdują się stare maszyny do pisania, waga do ważenia pieniędzy – przedwojenna używana przez ojca pana Władysława, przedwojenne pieczątki sołtysa niemieckiego ze wsi Wielonek.
Jeden z regałów przyściennych zajmuje przedwojenny zbiór lamp naftowych, na innym znajdują się żelazka do prasowania na węgiel i na duszę, oraz różnej wielkości dzwonki i dzwoneczki.
Bogatą kolekcję stanowi porcelana, najstarszym okazem jest patera z pałacu Sanssoci w Poczdamie z roku 1687. Inna patera, wykonana przez niemieckiego kowala pochodzi z Norymbergii z 1545 roku.
Na jednej ze ścian wyeksponowana jest broń biała, a także strzała plemion germańskich sprzed 2000 lat, znaleziona w rzece Gwda.
Wiele miejsca zajmują zegary – duże stojące oraz małe, wśród których najcenniejszy z dedykacją „Dla najlepszego strzelca III Szwadronu Pomorskiej Brygady – inspektor armii generał Norwid-Neugebauer. Rok 1934”. Zegarki te były wręczane najlepszym żołnierzom przez stryja pana Władysława – generała Norwida Neugebauera.
W kolekcji znajdują się egzemplarze przedwojennych encyklopedii, mapy z XIII wieku. Jest także „Nowa Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej” z 1935 roku, „Zbrodnia Katyńska w świetle dokumentów” z dedykacją biskupa Tadeusza Werno i wiele innych.
Centralne miejsce w muzeum zajmuje piękny piec – dzieło pana Władysława wymurowane z kafli koloru brązowego pochodzących z nieistniejącego pałacu w Drawieniu, lecz uwagę przyciąga jeden – kolorowy – z obrazem przedstawiającym orły z koroną.
Właściciel kolekcji nie zbiera pieniędzy, lecz posiada jedną dość ciężką, niekształtną monetę „cesarza rzymskiego” sprzed 2 tysięcy lat.
Niektóre przedmioty przekazywał do kościołów, jeden podarował Muzeum Regionalnemu w Szczecinku. Był to kupiony od kogoś sztandar powojennego Stowarzyszenia Kupców Polskich – pamiątka po pierwszych handlowcach polskiego Szczecinka. To świetnie zachowany istny rarytas, pochodzący z pierwszych powojennych lat.
Po przejściu na emeryturę właściciel spędza wśród swoich okazów bardzo dużo czasu wspominając dzieciństwo, młodość i swoich najbliższych. Chętnie chwali się nimi gościom odwiedzającym dom, opowiada historię każdego przedmiotu, jednak nie miał czasu na stworzenie katalogu zbiorów. Od wielu lat prowadzona jest księga pamiątkowa, w której znajdują się wpisy gości.
Odznaczenia
12.09.1955 r. Srebrny Krzyż Zasługi
27.07.1960 r. Nagroda Wojewódzka za Wybitne Osiągnięcia w Dziedzinie Rolnictwa
05.09.1964 r. Złoty Krzyż Zasługi
17.07.1969 r. Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski
19.05.1972 r. Odznaka „Zasłużony Pracownik Rolnictwa” (Ministerstwo Rolnictwa)
16.12.1974 r. Medal Pamiątkowy za zaangażowaną postawę i wkład pracy w rozwój Ziemi Koszalińskiej
1974 r. odznaczony medalem – XXX-lecie PRL
15.09.1976 r. Srebrna Odznaka Honorowa „Za zasługi w rozwoju Województwa Pilskiego”
28.04.1978 r. Honorowa Odznaka za Zasługi Pilskiej Organizacji ZSMP
1980 r. Laureat nagrody wojewódzkiej w Pile „Za całokształt działalności w rolnictwie”
1984 r. odznaczony medalem – XL-lecie PRL
25.11.2002 r. Medal za długoletnie pożycie małżeńskie – 50-lecie – prezydent Aleksander Kwaśniewski
Oraz
Zasłużony Działacz LZS; Za wysługę lat – 30-lecie Związku Ochotniczej Straży Pożarnej; Za zasługi – woj. koszalińskie
Znaczenie postaci
Władysław Neugebauer to postać godna najwyższego uznania. Człowiek, który całe swoje życie poświęcił pracy. Zawsze uśmiechnięty, życzliwy, prosty w obyciu uważa siebie za przeciętnego człowieka, który niczego specjalnego nie dokonał i niczym się nie wyróżnia. Dla niego zawsze liczył się człowiek i jak ojciec dbał o swoich pracowników i ich rodziny, stwarzając najlepsze jak na tamte czasy warunki życia. Mówiono o nim „nasz dyrektor” – to właśnie dzięki niemu Lotyń i podległe wioski stały się nowoczesnymi wsiami.
Wychowany w rodzinie głęboko wierzącej, mimo przynależności do PZPR, nigdy nie odsunął się od przekonań i wartości, które wyniósł z domu rodzinnego. Zaowocowały one w życiu – szacunek do drugiego człowieka, dbałość o kształcenie, pomoc innym sprawiały, że nierzadko stawał się powiernikiem trosk i problemów życia codziennego.
Mimo podeszłego wieku i walki od 10 lat z nieuleczalną chorobą, bardzo chętnie pomagał i udzielał wszelkich informacji potrzebnych do utworzenia biogramu.
Źródła
Sińczuk M., Zwyczajny człowiek – praca na konkurs ogłoszony przez Fundację Stefana Batorego, Lotyń 2003
Findling A., Historia Lotynia: Od założenia wsi do 1945 roku, Lotyń 2002
Mężyńska P., Całe swoje życie poświęciłem pracy – praca na konkurs „Losy Bliskich, Losy Dalekich”, Lotyń 2012
Art Jan, Stacja Hodowli Roślin, „W Służbie Narodu” z dnia 20.10.1974
(js), W trosce o produkcję i byt załogi, „Robotnik Rolny” z dnia 4.10.1964
(eh.), Lotyński park dumą załogi, „Robotnik Rolny” z dnia 30 marca 1975
(md), Być rzetelnym uczciwym: Laureat Nagrody Wojewódzkiej, „Gazeta Zachodnia” z dnia 29.09.1980
I sekretarz KC PZPR na Ziemi Koszalińskiej, „Panorama Północy” z dnia 22.08.1971
Rogalewicz Wacław, Lotyń – symbol najwyższej jakości, „Gazeta Zachodnia” z dnia 12.11.1975
Ślipińska Jadwiga, …I żyją dostatniej, – brak tytułu i numeru gazety,
Wywiady i rozmowy z córkami: Anną i Stanisławą oraz żoną Pana Władysława – Panią Marią Barbarą
Zdjęcia i dokumenty prywatne pochodzą ze zbiorów rodzinnych Pana Władysława Neugebauera
W pracy wykorzystano fragmenty filmu nagranego z okazji 40-lecia pracy pana Władysława Neugebauera na zlecenie Księdza Ryszarda Zabojszczy – Proboszcza Parafii w Lotyniu, 1989 – archiwum rodziny